Kim jest lider? Czy to niedościgniony wzór, w stronę którego dążymy, ale zdajemy sobie sprawę, że jego półboski wręcz charakter sprawia, że nigdy tacy nie będziemy? Czy to nowotestamentowy bóg, który spogląda na nas życzliwie, ale z góry i z pewnym politowaniem? Jeszcze do niedawna część guru zarządzania tak właśnie uważała. Lider miał być typem ojca – surowym, ale sprawiedliwym. W ostatnim czasie uległo to jednak zmianie.
Ludzie nie potrzebują już szefów, na których będą mogli patrzeć jak w obrazek. Zależy im na partnerach, którzy zamiast wydawania rozkazów i mówienie, jak co ma być zrobione, rozdzielają tylko zadania i pozostawiają pracownikom sporą swobodę działania. W razie problemów służą zaś radą. Jak uważają specjaliści, jest to wyraz postępującej demokratyzacji, która obejmuje coraz większą liczbę różnych dziedzin życia.
Dzisiejszy lider to przede wszystkim ktoś, kto swoim spojrzeniem wykracza poza mury jednej konkretnej firmy. To osoby, które „z niejednego pieca chleb jadły” i mają śmiałą wizję organizacji. Jednocześnie swoim podwładnym radzą nie tylko to co dobre dla firmy, ale to co dobre dla rozwoju pracowników. Przede wszystkim liczy się jednak zaangażowanie. Przy zachowaniu właściwej swobody działania pracowników, oczywiście. Lider to nie osoba, która wciska wszędzie swój nos, czuwając nad każdym aspektem wykonywania kolejnych zadań.
Oczywiście są ludzie, którzy przejawiają naturalne predyspozycje do bycia liderem. Inni mogą się częściowo tego nauczyć.
Miejmy nadzieję, że zmiany te wpłyną szybko na polskie folwarki, czyli firmy, w których właściciel czy menadżer jest panem „życia i śmierci”. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że dzisiejszy rynek pracy nie sprzyja takim dyktatorskim relacjom na linii pracownik-przełożony.